Newpokemon

Bardzo...oryginalne forum o pokemonach

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

  • Index
  •  » Fan-fick
  •  » Śmierć [Temat tylko dla dorosłych użytkowników]

#1 2009-12-08 18:59:16

Skóra

Zaawansowany

Zarejestrowany: 2009-12-08
Posty: 103
Punktów :   -2 

Śmierć [Temat tylko dla dorosłych użytkowników]

Rozdział 1:Salon.
Zawsze lubiłem jazdę na rowerze. Ta wyjątkowa czynność bardzo mnie odprężała kiedy dostałem słabą ocenę, albo widziałem jak dziewczyna w której się podkochuję jest z jakimiś podejrzanymi typami. Jedyną wadą takiej przejażdżki moim niebieskim jednośladowcem było to, że pewnego razu mnie postrzelono. Wtedy nie wiedziałem, że być może polepszy to moje życie. Gdy upadałem na ulicę, a z mojej głowy sączyła się krew nie myślałem o tym ile to straciłem, że jestem młody i takie tam. Głównie, chodziło o to, że nigdy nie spróbowałem zrobić w swym życiu czegoś odważnego. To uczucie bolało bardziej niż sama śmierć. Tak naprawdę to przeżyłem, tylko kiedy otworzyłem oczy nie zobaczyłem szpitalnej sali ani niczego co ma związek z czymkolwiek o czym miałem wtedy pojęcie. Moim oczom ukazał się jakiś salon pełen ludzi. Była nas tam całkiem spora grupka, ale nie tak przekraczająca 20 osób. Ludzie ci wyglądali na obolałych i po chwili zdałem sobie sprawę, że ze mną jest podobnie. Różnorodność była cholernie wielka. Jakiś skate kopał z całej siły w telewizor najwidoczniej nie wiedząc, że łatwiej się włącza przy użyciu pilota. Troje małych dzieci płakało w kącie razem ze staruszką próbującą je pocieszyć. Na kanapie z założonymi, jedna na drugą nogami usadowiona była jakaś bizneswoman z wyrazu twarzy bardzo pewna siebie. Reszta to przeciętni ludzie tacy jak ja wtedy. Wyjątkiem był jeszcze wysoki murzyn stojący pośrodku pokoju i jeden gość który wciąż się modlił. Po dłuższej chwili milczenia krzyknąłem ze złości. Większość ludzi spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Dyszałem cicho po kolei przyglądając się ich twarzom i licząc na to, że ktoś w końcu otworzy usta i wyda słowa
"Po co się drzesz poj***e". Nikt jednak tego nie zrobił. Zezłościłem się i wstałem na równe nogi. Wyglądali jakby oczekiwali ode mnie nagłego ataku. Z moich oczu powoli popłynęły łzy, a po chwili wreszcie przemówiłem -Co ja tu, kur** robię?!- . Widać było, że nie tego się spodziewali. Skate się wkurzył i ruszył w moim kierunku, po drodze ukazując nóż trzymany dotychczas w małej pochwie, w kieszeni. Gdy zaczął biec z uśmiechem szaleńca, stało się coś niespodziewanego. Jego głowa została przestrzelona. Mój wzrok skierował się wpierw na leżąca pod moimi nogami zwłoki a następnie na tego murzyna. To on, to zrobił a ja nie znałem powodu. Dopiero po chwili stwierdziłem, że jest ubrany jak jakiś agent CIA czy FBI. Podejrzewałem, a może nawet podświadomie wiedziałem, że on odpowie na moje wszelkie pytania związane z kilkoma ostatnimi minutami mojego istnienia. Przełknąłem ślinę, a nasze spojrzenia momentalnie się spotkały. Poczułem ogromne zimno w swoim sercu. To tak jakby ktoś próbował ci je wyrwać. Mimo to podszedłem trochę bliżej i ukłoniłem się nisko. Gdy mężczyzna odwzajemnił gest, to poczułem się trochę lepiej. Byłem na tyle pewny siebie by zapytać -Wiesz co się tutaj dzieje, prawda?- . Ludzie odwrócili wzrok od martwego skate'a i skierowali go na nas dwóch co wywarło ponownie, dużą presję. "Guliwer" uśmiechnął się po czym odpowiedział -Tak, wiem- .

Rozdział 2:Wyjaśnienie.
Kiedy usłyszałem odpowiedź murzyna, spokojnie odetchnąłem. Kiedy nie wiesz co zrobić a znajdziesz kogoś kto ci pomoże, to naprawdę wspaniałe uczucie. Co z tego, że ten ktoś wygląda jak bardziej umięśniony brat Michaela Jordana skoro jest chętny do współpracy. Wpatrywałem się w niego z lekkim uśmiechem i czekałem aż powie coś więcej ale on milczał. Może był zakłopotany, chociaż wydawało mi się, że jego takie uczucia nie tykają. Po dłuższej chwili stwierdziłem, że raczej nie odpowie więc ponownie otworzyłem usta i spytałem -Opowiesz nam?- . Ludzie dziwnie na mnie spojrzeli gdy usłyszeli "nam" ale nie przerywali w obawie przed naszym dużym kolegą. On jednakże po chwili odpowiedział, krótko jak wcześniej -Opowiem- . Po tym słowie ponownie nastała przejmująca cisza którą w końcu, przerwała ta biznesmenka. -Gdzie jesteśmy? Wrócimy do domu? Kim jesteś? Na koniec najważniejsze pytanie, czyli... Dlaczego zostałam zabita?- .
Moje serce zaczęło walić jak szalone. Ona powiedziała "Zabita" a było to słowo którego spodziewałem się najmniej. Prawie najmniej, bo bardziej niespodziewany byłby "świstak", ale w tamtej chwili nie miałem czasu na takie myśli. Podniosłem rękę, choć zwykle tego nie robiłem to uznałem, że lepiej uprzedzić o wtrąceniu się między słowa jakiejś kobiety która po bliższym przypatrzeniu się była całkiem ładna. Murzyn skinął na mnie głową a ja trochę, jakby nie kontrolując własnych słów stwierdziłem -Mnie też zabito. Chciałbym się dowiedzieć dlaczego przeżyłem, a także co robię w miejscu o którym nawet nigdy nie słyszałem. Zauważyłem, że jesteś małomówny ale mógłbyś treściwie wyjaśnić o co tu chodzi. Najlepiej, w tej chwili- .
Nasz brązowy wielkolud uśmiechnął się po czym rozpoczął swe tłumaczenie -Nie umarliście. Zostaliście postrzeleni ale uratowaliśmy was. Nie zadawajcie teraz pytań w stylu "jacy my".Możecie nazywać mnie Mroczną Sową. Nie jest to moje imię ale przydomek jaki otrzymałem po uratowaniu. Po tym jak uchroniliśmy was od śmierci macie wobec nas dług. Jeśli ktoś go nie spłaci to zostanie zabity. Jesteśmy mafią o nieco dziwnej hierarchii. Rekrutujemy "postrzeleńców" takich jak wy. Inne mafie często zamiast prowadzić nabór, zabijają potencjalnych członków by osłabić innych- zatrzymał się na chwilę -Od teraz jesteście członkami naszej mafii. Będziemy regularnie zbierać was w tym salonie abyście wykonywali misje podczas których możecie stracić swoje życie. Otrzymacie bronie adekwatne do aktualnej misji za każdym razem gdy was tu zbierzemy. Jednak wolałbym was ostrzec. Jeśli spróbujecie zabić kogoś poza celem misji to także zginiecie. Wolno wam współżyć z innymi postrzeleńcami jednak to my decydujemy czy możecie mieć dziecko. Na pierwszej misji będę wam towarzyszył. Przed każdą kolejną zostaniecie poinformowani kto będzie dowodził. Broń schowana jest w skrytce za obrazem. Jakieś pytania?-.
Wszyscy zaniemówili. Sam się zdziwiłem kiedy podszedłem do ściany i zdjąłem z niej obraz, ukazując całkiem spory arsenał broni i garniturów. Wyciągnąłem ze środka złotego Desert Eagla po czym stwierdziłem z uśmiechem -Chyba wezmę to cacko- .

Rozdział 3:Uniformy.
Wszyscy z niepokojem patrzyli jak chwytam broń i mierzę w spokoju w głowę Mrocznej Sowy. On sam nie wyglądał bynajmniej na wystraszonego, a nawet na szczęśliwego. Rozejrzałem się po ich głupich mordach i chciałem powiedzieć coś w stylu "na co czekacie frajerzy" ale, jedna osoba również sięgnęła po broń. To tamta kobieta która dotychczas siedziała na kanapie. Gdy tylko dotknęła jednej z broni, jej oczy zabłysnęły tak jak patrzały małego dziecka które właśnie dostało prezent urodzinowy. Zdaje się, że wybrała Berettę choć nie mogłem mieć pewności. Zaśmiała się niczym psychopatka, po czym sięgnęła po jeden z garniturów dla kobiet. To przypomniało mi, że także powinienem się stosownie ubrać. Spojrzał już dużo odważniej na naszego kapitana i spytałem gdzie mogę znaleźć jakąś przebieralnię a on wskazał mi drzwi do sąsiedniego pokoju. Jednak teraz były dwie osoby które chciały się przebrać. Nie wiedziałem co zrobić więc stwierdziłem -Możesz iść pierwsza. W końcu nigdzie się nam nie spieszy- .
-Błąd. Mamy 10 minut żeby przyszykować się do misji. Idźcie razem i weźcie z sobą te dzieciaki- wyjaśnił nam Sowa. Rozumiałem, że to co robiliśmy było ważne ale każdy zasługiwał na odrobinę intymności. Nie miałem nic przeciwko temu by znaleźć się tam z ładną kobietą która wygląda na spragnioną przyjemności jednak dzieci anulowały wszelkie możliwości. Poza tym nasz przywódca wspominał o tym, że nie możemy mieć dzieci lub coś w tym stylu a ja nie miałem zabezpieczenia. Ostatecznie, udało nam się przebrać bez żadnych nieporozumień. Kiedy my zakładaliśmy stroje służbowe, to maluchy wciąż waliły w drzwi które z drugiej strony przytrzymywał najwyraźniej nasz murzyn. Nie mogłem się skupić na zakładaniu ciuchów gdyż wciąż patrzyłem na jej rozpalone ciało. Gdy to zauważyła zaczerwieniłem się i odwróciłem wzrok w inną stronę. Po chwili poczułem na ramieniu, jej ciepły dotyk. Nasze twarze zbliżyły się niebezpiecznie blisko a ona cicho szepnęła -Jeśli to przeżyjemy to z chęcią się zabawię. Moje imię to Mary- .
Następnie odsunęła się i obydwoje dokończyliśmy przebieranie się. Później pomogłem jej przebierać te dzieciaki. Gdy powiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi to Sowa wypuścił nas ale dziwnie na nas patrzył -Długo wam to zajęło. Chyba nie wszyscy zdążą się przebrać- . Po jakimś czasie, prawie wszyscy byli przebrani. Ten modlący się facecik i staruszka odmówili założenia uniformów ale z nieznanego powodu Mary nalegała by to zrobili więc w końcu się zgodzili. Gdy minęło wspomniane wcześniej dziesięć minut, ostatnie trzy osoby właśnie miały się przebrać, ale nagle i głowy eksplodowały. -To już czas naszej misji, a bez uniformów nie prezentowaliby godnie, rodziny "Morte". - Sowa przemówił jak z jakiejś biblii czy innej bezsensownej książki.
-I co się teraz stanie? Czekamy na jakiś pojazd czy co? Jaki będzie nasz cel i co znaczy Mor...- zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć wszystko zniknęło w rozbłysku światła.

Rozdział 4:Misja.
Czułem jakby moje ciało unosiło się w jakiejś bezkresnej przestrzeni, w której nie istnieje żadne uczucie czy prawo. Wydawało mi się, że trwałem tam tysiące lat, ale sekundę po przybyciu całe to miejsce zniknęło. Znów ujrzałem obok siebie murzyna, biznesmenkę i innych postrzeleńców. Nie byliśmy już w tamtym salonie, lecz pośrodku miasta. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatów lecz nie winiłem ich za to, ponieważ sam bym tak pomyślał o bandzie uzbrojonych frajerów, w garniturach.
-Co to było?- zwróciłem się do Sowy, a on spojrzał na mnie z pożałowaniem. Nie lubiłem takiego rodzaju wzroku bo przecież każdy by o to spytał.
-Nie oglądasz nigdy filmów Science Fiction? Tam zwykli to nazywać teleportacją. W wolnym tłumaczeniu oznacza to przeniesienie się z punktu A do punktu B.
Podrapałem się po głowie, ale nagle mnie olśniło -A tamto miejsce w którym byliśmy przelotem?- .
Mogłem czekać ruski rok ale ten on by nie odpowiedział. Być może nie mógł tego zrobić, ale wyglądało na to, że po prostu ma mnie w dupie. Sowa upadł i złapał się za głowę, ale nie przejąłem się bo czułem, że on też by tego nie zrobił. Gdy powoli się podniósł stwierdził -Już wiem kto jest naszym celem. Przygotujcie się i bez względu na wszystko wykonajcie misję- .
Uśmiechnąłem się i powtórzyłem w myślach "bez względu na wszystko". Nie wiedziałem jednak co robić dalej bo nasz wielce ważny kapitan stał jak ten kołek, wciąż w tym samym miejscu.
-Może się sprężymy i załatwimy to szybko? Nie wiem jak inni ale mam jutro ważny test z matmy i muszę się jeszcze trochę poduczyć- odezwał się jakiś nastoletni okularnik. Od razu przyszła mi chęć na zabicie go. Był takim typem który każdego by wkurzył swoim, lekko mówiąc "brakiem uroku osobistego". Sowa wskazał nam jakiegoś faceta właśnie przechodzącego pasami. Miał na sobie żółtą kurtkę oraz jeansy więc nie wziąłem go nazbyt poważnie. Wszyscy czekali aż zbliży się do nas, a przynajmniej tak by to ocenili widzowie oglądający taki kicz jako miliardowy przebój. Inni wciąż czekali a ja chwyciłem za broń, wycelowałem i strzeliłem. Kula leciała bardzo szybko ale po chwili zderzyła się z inną i obie upadła, gdzieś w połowie dystansu dzielącego nas od celu. Łatwo się można było domyśleć, że to on wystrzelił w swojej obronie ale zatrzymanie pocisku w taki sposób było praktycznie niemożliwe. Zabrałem broń od jednego z partnerów i schowałem się za nim. Chwilę potem jego ciało został trafione paroma kulami i zginął. Podtrzymałem jego ciało i strzelił jeszcze raz lecz efekt był taki sam. Ciekawostką jest to, że nasze bronie nie wydawały najmniejszego dźwięku. Gość szybko powybijał większość z nas a staruszka niepotrzebnie poświęciła się osłaniając dzieci, które chwilę później także zginęły. Zostałem tylko ja, Mary i ten zagorzały chrześcijanin. Sowy nigdzie nie było. Wiedziałem, że coś wymyśli więc kazałem reszcie się schować a samemu wciąż dokonywałem ostrzału. W pewnym momencie, nasz cel musiał przeładować a ja miałem okazję żeby go wykończyć. Pociągnąłem za spust ale nic się nie stało. Prawdopodobnie skończyły mi się naboje. On był już gotowy i zaczął iść w naszym kierunku, ale nagle wielka ciężarówka wjechała w niego i przygniotła o ścianę budynku. Pozostała z niego miazga a krople krwi poleciały na moją twarz.

Rozdział 5:Poziomy.
Ten gość był już martwy, ale wciąż nie mogłem wyzbyć się tego przeszywającego strachu sprzed chwili. Drzwi od ciężarówki otworzyły się, a ze środka wyszedł Sowa. Jego twarz nie wyrażała wesołości ani złości, lecz coś w rodzaju żalu. Po chwili wszystko zniknęło i ponownie znalazłem się w tamtym dziwnym miejscu.. Próbowałem się poruszyć, lecz nawet nie czułem swojego ciała. Tym razem, cała ta przestrzeń wydawała się lśnić odcieniami beżu. Następnie powróciłem do tego salonu w którym zaczęły się te dziwne wydarzenia. Byliśmy tam we czwórkę a telewizor na który poprzednio nie zwróciłem uwagi, wyświetlał jakieś słowa. Ten modlitewny facet rozbeczał się, myśląc pewnie, że to bóg uratował go od śmierci.
-Zbliżcie się tutaj. Śmiało- z tv dobiegał miły, męski głos. Gdy się zbliżyliśmy wyświetlił zdjęcia wszystkich którzy przetrwali. Zbliżyłem się i przyjrzałem dokładniej. Było to zdjęcie mojego profilu ale od trzech lat takiego nie robiłem. Po chwili ponownie przemówił -Brawo Sowo! To już sto piętnasty. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem sądziłem, że nie dotrwasz dalej niż do piątego ale chyba się myliłem. Teraz wiem, że nigdy nie zrezygnujesz. Próbujesz dogonić "Błękitnego Rumaka" ale on też nie próżnuje. Myślisz, że dlaczego to ty jesteś odpowiedzialny za przyjmowanie nowych. Ze swoim wynikiem powinieneś być mu pucybutem. Skończmy jednak wyśmiewanie się z ciebie i przejdźmy do tej grupy frajerów. Chciałbym wam pogratulować przeżycia, ale wasze zdolności są zupełnie jak papier toaletowy... Do dupy! Czaicie? Papier jest do dupy i wy też! Jesteście jedną z najżałośniejszych drużyn jakie kiedykolwiek ujrzałem. Przejdźmy do waszej promocji. Cycata Mary wciąż jest na pierwszym poziomie. Nie musisz się martwić, gdyż to bardziej wina obciążających cię melonów niż samej ciebie. Może jakbyś je oderżnęła to byłabyś zręczniejsza? "Modlitwa" też ma pierwszy poziom. Szczerze mówiąc, to gdybym nie był tylko telewizorem to samemu bym cię zabił. Na koniec ten dzieciak. Nazwę cię "Wystrzałowy Kundel". Fajnie? Masz drugi poziom, ponieważ twoja zjebana dywersja pomogła Sowie, łatwo skończyć z celem misji. Czas na podliczanie danych... Przywódcą następnej misji będzie Kundel! Rozejść się i pamiętajcie, że to czy kolejne pokolenia postrzeleńców przeżyją zależy od was. Pa pa- .
Niezbyt się przejąłem tym, że od teraz nazywam się Kundel, ponieważ o wiele bardziej martwiło, że będę musiał zaopiekować się kolejną grupą. Spojrzałem na swoją broń i wycelowałem w te wkurzającego chrześcijanina. Wystrzeliłem kilka razy trafiając w głowę i tułów. Jego ciało upadło na podłogę a ja czekałem tylko aż zabije i mnie. Gdy nic się nie wydarzyło a Mary spojrzała na mnie z lekkim strachem, zaśmiałem się. Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe i jako kapitan mogę zabijać podwładnych bez martwienia się os swoje życie. Chciałem ruszyć do domu ale spojrzałem jeszcze na moją towarzyszkę mówiąc -Dziś nie mam dużo czasu ale kiedyś na pewno się zabawimy. Może po następnej misji? Weź broń i uniform ze sobą, naucz się strzelać, ponieważ następnym razem będziemy musieli sprawować pieczę nad bandą frajerów i nie chcę być osamotniony.

Rozdział 6:Przyjaciółka.
Pierwszego dnia po zakończeniu naszej misji nie mogłem usiedzieć spokojnie. Na lekcjach udzielałem się bardziej niż zwykle i czasami nawet zdarzyło mi się głośno przeklnąć, kiedy słyszałem jakąś bezsensownie sformułowaną tezę. Znajomi patrzyli na mnie jak na inną osobę, a nawet mnie samemu wydawało się, że wydzielam rodzaj złej aury która będzie mi towarzyszyć już zawsze. Dobrą stroną było to, że poprawiłem się na wychowaniu fizycznym. Stałem się agresywniejszy w sportach i częściej podawano mi piłkę. W domu zacząłem poprawiać swoją koordynację na różne sposoby. Zapisałem się do kilku klubów, by poduczyć się sztuk walki. W niecałe trzy tygodnie poznałem podstawy boksu, aikido, taekwondo a także kendo. Pewnego wieczora zauważyłem jak dwójka starszych chłopaków zaczepia dziewczynę z mojej klasy. Jeden ją trzymał a drugi ściskał jej piersi. Biedaczka nie miała siły by krzyczeć a łzy napływały do jej błękitnych oczu. Poczułem się źle tylko stojąc z boku i nic nie robiąc. Wziąłem duży rozbieg i wyskoczyłem w powietrze, gdy byłem już blisko nich. Gdy zauważyłem jak obracają się w moją stronę obawiałem się tego, że zaraz zostanę zmasakrowany ale później pomyślałem "Hej, przecież niedawno przetrwałeś strzelaninę! Takie szmaty nic ci nie zrobią!". Powtarzając to sobie w myślach dotknąłem jedną ręką ziemi i wykonałem szybki obrót wokół własnej osi i kopnąłem jednego z nich w twarz. Drugi chciał zareagować ale ja byłem szybszy. Zakleszczyłem moje nogi na jego szyi i stanąłem na rękach. Pociągnąłem go w dół, puściłem w odpowiednim momencie, a jego głowa uderzyła o chodnik. Podniosłem się i poczułem ulgę, ponownie stojąc w pionie. Zbliżyłem się do dziewczyny a ona powoli się odsuwała by po chwili dotknąć plecami, ściany budynku. Spojrzałem na jej niewinną twarzyczkę i zdałem sobie sprawę, że boi się mnie bardziej niż tamtej dwójki. Przysunąłem ją do siebie i przytuliłem do piersi mówiąc -Nie ma powodu do strachu. Jestem mniejszym złem- .
Następnego dnia gdy zobaczyła mnie w szkole, zaczerwieniła się i starała ukryć zainteresowanie moją osobą. Bawiło mnie to i smuciło zarazem. Gdybym jej nie pomógł to nikt mógłby już jej nie ujrzeć. Nieco później jadłem śniadanie na dachu szkoły. Było ze mną dwóch kumpli których imiona niewiele dla mnie znaczyły. Wtedy przyszła do nas ta dziewczyna. Uśmiechnęła się i dała mi mały pakunek. Otworzyłem go i ujrzałem piernika z napisem "Dziękuję". Po chwili zorientowałem się, że mojej nowej przyjaciółki już nie ma. Chłopacy zaczęli mnie wypytywać o co w tym chodziło ale nie miałem ochoty im odpowiadać, a mają głowę zaprzątały całkiem inne myśli. Po chwili wszystko zniknęło jakby było tylko snem a ja wiedziałem co to oznacza. Nie próbowałem już zastanawiać się nad tym jak to wszystko możliwe, tylko powiedziałem do siebie -Witamy z powrotem.
Chwilę potem znalazłem się w "Salonie Postrzeleńców", ale nie było tam nikogo oprócz mnie. To był pierwszy powód do zmartwień.

Rozdział 7:Telewizor.
"Bez paniki" powtarzałem wciąż w myślach. To, że byłem samemu było bardzo dużym zaskoczeniem. Nie mogłem usiedzieć więc krążyłem po pokoju patrząc w zieloną podłogę.
-Coś nie tak?- usłyszałem w pewnym momencie. To był ten telewizor który nadał mi przydomek. Podbiegłem do niego i chwyciłem po bokach, drżącymi dłońmi.
-Gdzie są wszyscy?! Ruszyli sami?! Wiesz, że mogą zginąć?!- krzyczałem na niego jak szalony ale nie mogłem się powstrzymać. Ponownie pokazałem, że inni bardzo mnie obchodzą.
-Spokojnie- zaczął powoli -Nikogo jeszcze, tu nie było. Jesteś kapitanem więc pojawiłeś się jako pierwszy. Musiałeś być wcześniej by być gotowym na tłumaczenie innym o co chodzi.
-Serio? Czyli inni wciąż... Żyją...- upadłem na kolana i uśmiechnąłem się -To dobrze...
-Jeszcze jedno- odezwał się odbiornik -Zabierz ze mnie te brudne łapska. Jeśli tego nie zrobisz, to cię zabiję- .
Jego głos stał się tak chłodny i nieprzyjemny, że niemal natychmiast się odsunąłem. -Nie jesteś zwykłym telewizorem. Masz jakiś program samozachowawczy?
-Żartujesz? Mam, w pełni prawdziwą osobowość! Kiedy zajmowałem się tym co ty, nazywali mnie technicznym bobrem.
-Ty także byłeś... Jakby to powiedzieć... Mafiozem?
-Mówi się postrzeleńcem. Nie. Byłem czymś więcej. Byłem człowiekiem.
-W takim razie... Jaki jest twój poziom?
-Poziomy. Nienawidzę ich. Nigdy swojego nie zmienię. Nie odkąd jestem tylko, głupim informatorem.
-Jaki? - nie dawałem za wygraną.
-Tysiąc trzysta dziewięćdziesiąty drugi.
W tym momencie padłem plackiem i wciąż powtarzałem sobie tą liczbę. "On musiał być bogiem. Sowa to przy nim żółtodziób" pomyślałem.
-Jak stałeś się tym?
-To rozmowa na inny raz, Kundlu. Lepiej spójrz kto się zjawił.
Zrobiłem co mi kazał i ponownie ujrzałem znajomą, kobiecą twarz. Mary uśmiechnęła się i ruszyła do przebieralni. Poszedłem w kąt pokoju i zrzuciłem bluzę, pod którą chowałem garnitur. Z plecaka wyjąłem pistolet i po wyjęciu z sejfu zapasowych naboi usiadłem na kanapie. Moja towarzyszka wkrótce powróciła a w całym pokoju zaczęły pojawiać się różne osoby.


MG:Cortezo

http://www.pokemonelite2000.com/sprites/frlgemtr/frlgemtr142.png

Pokemony:
http://img697.imageshack.us/img697/9361/flammyx.png
Flammyx/Flame(Samiec)
Lv:8 Ataki:Tackle(Akcja),Smog(Dym),Ember(Płomień),Harden(Stwardnienie)+zdolność gatunkowa czyli latanie
http://www.pokemonelite2000.com/sprites/plmfa/88.png
Grimer/Supra(Samica)
Lv:7 Ataki:Poison Gas(Trujący gaz),Pound(Funt?),Harden(Stwardnienie),Mud slap(Strzał błotem)
http://www.pokemonelite2000.com/sprites/plmfa/60.png
Poliwag/Lovel (Samiec)
Lv:10 Ataki:Water Sport(Wodny Sport), Bubble(Bąbelki), Hypnosis(Hipnoza).

Plecak:
Jajko, 9xPokeball, 1xGreatball, 3000$.

Pokedex http://img9.imageshack.us/img9/489/pokedex0sd.gif:
6 Widziane
3 Złapane

Odznaki:
http://archives.bulbagarden.net/media/upload/thumb/d/dd/Boulder_Badge.png/40px-Boulder_Badge.png

Offline

 

#2 2009-12-19 18:41:43

Cortezo

Administrator

Zarejestrowany: 2009-11-10
Posty: 539
Punktów :   

Re: Śmierć [Temat tylko dla dorosłych użytkowników]

Nom,nieźle nieźle jeżeli miałbym oceniać dałbum...-4 bo są lekkie niedociągnięcia i błędy stylistyczne ale ogulnie fajne


http://i37.tinypic.com/2rxfbs7.jpghttp://public5.tektek.org/img/av/0912/d01/1103/f671608.png
http://i45.tinypic.com/nqe7x4.jpg

Team:Team kryształowej różyhttp://i48.tinypic.com/v4qgjb.jpg

http://www.pokemonelite2000.com/sprites/dungeon/dungeon092.png
Gastly
Lv:12
Płeć:Samica
Ataki:Hypnosis(Hipnoza), Lick(Lizanie),Spite(Uraza),Mean Look(Skąpe spojżenie[unieruchamia]),Ghost gust(Tornado-duch),Curse(Klątwa(odpiera połowe życia Gastlyemu ale za to cały czas działa)),Fly(Lot)
http://www.pokemonelite2000.com/sprites/dungeon/dungeon175.png
Togepi
Lv:11
Płeć:Samiec
Ataki:Growl(Warknięcie),Charm(Czar/uroda),Metronome(Metronom[losowy atak z losowej kategori]),Sweet kiss(słodki pocałunek)
http://www.pokemonelite2000.com/sprites/dungeon/dungeon016.png
Pidgey
Lv:8
Płeć:Samiec
Ataki:Tackle(Akcja),Sand-attack(Atak piaskiem)
http://www.pokemonelite2000.com/sprites/dungeon/dungeon353.png
Shuppet
lv:11
Płeć:Samica
Ataki:Knock Off(Kończący atak)) Screech(Zgrzyt/skrzek),Night Shade(Nocny cień)
http://i45.tinypic.com/x4kia9.gif
Budew
Lv:15
Płeć:Samica
Ataki:Absorb(Wchłanianie),Growth(Rośnięcie),Water sport(Wodny sport(pozwala przetrzymać niekture typy atakó(głównie ogniste)))),Stun spore(Oszałamiający proszek),Mega drain(Mega odpływ(zabiera życie przeciwnikowi i dodaje je sobie))
http://www.pokemonelite2000.com/sprites/dungeon/dungeon133.png
Eevee
Lv:13
Płeć:Samiec
Ataki:Tail whip(Udeżenie ogonem),Tackle(Akcja),Helpig hand(pomocna dłoń(Zwiększ siłę ataków)),Sand-attack(Atak piaskiem),Growl(Warczenie)



Plecak:11Xhttp://www.buzzwithus.com/forums/images/gifts/pokeball.gif,1xgreatball,Pudełko z klaunem,Dwie katany,2xKamień serca,kamiń wymiany,kamień liścia
Pokedexhttp://img9.imageshack.us/img9/489/pokedex0sd.gif:
Kasa:1995$

Towrzyszka:
http://fc05.deviantart.net/fs22/f/2007/314/e/7/Custom_Pokemon_Trainer_Sprite_by_RottenKindaCute.png
Imię:Vejna
Pokemony:
http://media.giantbomb.com/uploads/0/3237/526923-latias_small.gif

Aktualne jajko:Brak
http://i46.tinypic.com/2ryskrq.jpg
http://i48.tinypic.com/2hoff48.jpg

Offline

 
  • Index
  •  » Fan-fick
  •  » Śmierć [Temat tylko dla dorosłych użytkowników]

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.yourtwillight.pun.pl www.filozofiauo.pun.pl www.redorium.pun.pl www.miedzywymiarami.pun.pl www.sylwester2012.pun.pl